top of page

Ben z Birmingham i snajper jajcarz - czyli niecodzienne powroty z pracy

Marta Ochman

Już środa, 6 kwietnia, godzina 3:32

Siedzę na łóżku w kurtce, butach i czapce. Oczy zaczynają domagać się zmycia tuszu do rzęs, a spierzchnięte usta ukryły się pod czerwoną szminką, która idealnie uzupełniała dziś moje czerwone kokardki we włosach. A ja dalej siedzę i zastanawiam się, dlaczego to zawsze mnie musi się coś przytrafić w drodze powrotnej z pracy do mieszkania.

Ale od początku.


Wtorek, 5 kwietnia, kilka minut po 11

Obudziłam się pełna energii i gotowa na wtorek, choć pogoda za oknem nie rozpieszczała. Deszcz popsuł moje plany biegowe, ale przełknęłam to i już w głowie planowałam bieganie w najbliższym czasie. Moim treningiem stał się spacer na przystanek tramwajowy. Kilka minut po 13 zaczynały się moje zajęcia w pracowni radiowej na uczelni, gdzie tydzień temu dowiedziałam się znaczenia paralive. Od tamtej pory nie słucham już wiadomości w radiu tak samo. Prosto po zajęciach zaś skierowałam się w stronę przystanku, ale tym razem w kierunku chęci zarobienia kilku groszy i przede wszystkim spotkania się z moimi przyjaciółmi z pracy.

Wybiła 16:00, o której zaczęłam zabawę, która trwała do 2:00.

Teraz pewnie się zastanawiacie, czemu wróciłam dopiero po 3, ale wspominałam, że stęskniłam się za znajomymi z pracy, a tym najlepszym nie odmawia się pogadania kilka minut czy kilkadziesiąt po godzinach pracy. Potrafię się czasami nieźle zagadać.

Wyszłam z Maczka i jak zawsze minęłam Sukiennice, które niezmiennie podziwiam po wyjściu z pracy, a potem skierowałam się w stronę Siennej. Zaraz przy pomniku Adasia zagadał do mnie pewien Anglik (uwielbiam brytyjski akcent) i zapytał, czy czuję się bezpiecznie. Koleś przerwał mi nagrywanie głosówki do przyjaciółki, ale szybko mu wybaczyłam, bo wyglądał na zatroskanego. Oczywiście moja nieufność do obcych facetów grała pierwsze skrzypce w tym spotkaniu, ale z grzeczności odpowiedziałam, że jest git. Popatrzył na mnie, potem w stronę dwóch facetów stojących z piwami w ręku naprzeciwko La Bodegi i jego wzrok zaś wrócił na mnie, ale już mniej pewny. Zasugerował, żebym może poszła inną drogą, jeśli mam taką możliwość. Tym razem ja się rozejrzałam i pomyślałam, że to może dobry pomysł, ale kiedy już miałam mu to powiedzieć zrobił krok do przodu i zawołał mnie, że przejdziemy kilka metrów razem. Teraz wiem jak czuła się Whithey Houston w filmie Bodyguard. Nie byłam pewna, czy czasami nie trafiłam z deszczu pod rynnę, ale zaakceptowałam propozycję. Faceci z piwami patrzyli na nas wilkiem i ostentacyjnie przybliżyli się w naszą stronę mijając nas. Kilka kroków dalej skomentowaliśmy to z Anglikiem, który okazał się turystą z Birmingham uwielbiającym serial Friends i podróże. Skierowaliśmy się w stronę Poczty Głównej. Anglik wyciągnął swojego e-papierosa, ja dopijałam herbatę, która już ostygła. Rozmawialiśmy o podróżach, Bondzie, serialu Przyjaciele, a nawet zdążyłam opowiedzieć o moim interesującym powrocie z pracy, kiedy prawie oberwałam jajkiem. Tak, jajkiem. O tym za moment.



Przy następnym przystanku pożegnaliśmy się wiedząc, że już nigdy się nie zobaczymy. Zapytałam mojego bohatera o imię - Ben, a on wziął mnie za rękę i pocałował moją dłoń. Pisząc teraz to zdanie poczułam się jak autorka romansideł. Spojrzeliśmy sobie w oczy, powiedzieliśmy szybkie Goodnight i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Wróciłam na mieszkanie, rzuciłam torbę na podłogę, usiadłam na łóżku i tak siedziałam chwilę rozmyślając, czy Ben z Birmingham to był wytwór mojej bujnej wyobraźni, czy naprawdę miałam okazję zobaczyć na własne oczy już prawie wymarły gatunek, czyli faceta dżentelmena. Po chwili wstałam z łóżka szepcząc pod nosem z nutą niedowierzania: Ben z Birmingham...





Ale jaja!

Wracając do wątku jajek spadających z nieba (nie mówili o nich w prognozie pogody na 16 lutego)...

Wracałam z pracy (tak, znowu z pracy) kilka minut po 2 w nocy. Zima była widoczna w temperaturze zbliżonej do 0°C, a na dachach zalegał śnieg i zwisały z nich gdzieniegdzie sople. Ulica Starowiślna, tylko ja i kilku przechodniów kilkaset metrów ode mnie. Nie zgadniecie, ale nagrywałam głosówkę do tej samej przyjaciółki, bo jak zwykle miałam coś do powiedzenia. Zapatrzona przed siebie, skupiona na ploteczkach szłam wartko przed siebie w stronę ciepłej kołderki. Nagle usłyszałam trzask, który nagrał się na jednym z wiadomości głosowych. Moja pierwsza myśl: Oho, sople spadają z dachu, ale patrzę w górę - sopli brak, zerkam na chodnik - lodu też brak. Za to przy moich stopach leżało roztrzaskane jajko. Skorupki opanowały kawałek kostki brukowej, po której szłam. Patrzyłam z niedowierzaniem, mrugając jak w kreskówkach. Za chwilę słyszę kolejny trzask. Tym razem snajper się postarał (też miał łatwiej, bo stałam w miejscu), bo trafił może kilka centymetrów od mojego ramienia. Mój wzrok momentalnie przeniósł się w stronę strzelca wyborowego, którego udało mi się zlokalizować. Kamienica naprzeciwko, w otwartym na oścież oknie z zapalonym światłem, na parapecie siedział koleś śmiejący się niczym Joker. Zamurowało mnie, ale zaprawa murarska szybko puściła, gdy zauważyłam, że sięga po kolejne jajko. Przyspieszonym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. Kilka sekund później usłyszałam za plecami dźwięk tłuczonego szkła. Ale, że jajkiem można rozbić szybę w samochodzie? Interesujące... Mój snajper zauważył, że oddalam się z jego tarczy i zawołał na całą ulicę: I LOVE YOU! Przystanęłam, odwróciłam się na pięcie, spojrzałam na niego i odkrzyknęłam: I LOVE YOU TOO pokazując mu środkowy palec. Stałam tak kilka sekund, żeby się upewnić, że zrozumiał przekaz. Kilka metrów dalej usłyszałam kolejny trzask, który oznaczał kolejne stracone jajko.

Jaka dobra jajecznica mogła być z tych jajek... Jedni taką jajecznicę mają na talerzu na śniadaniu, a inni w głowie.


Jak widzicie przytrafiają mi się ciekawe historie, które najczęściej dotyczą powrotów z pracy. Jeśli tylko przydarzy mi się taka kolejna lub przypomnę sobie jakąś z zamierzchłych czasów na pewno ją tu opiszę. A jak na razie posłuchajcie trzasku jajek, a ja dalej będę starała sobie odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego mnie to spotyka?



Jeśli macie niecodzienne historie, opowieści chętnie je poznam. Przebijesz jajka? A może powinnam zapytać: Ubijesz jajka?

Comments


bottom of page