Szybki city break do Łodzi? Dlaczego nie. Londyn, Paryż, Berlin... po co, jak jest Łódź. Nie ważne gdzie, ale ważne z kim. Ta zasada zawsze mi towarzyszy w podróżach, i jak na razie się na niej nie zawiodłam.
Maj to dla mnie intensywny czas, bo jestem, a potem mnie nie ma. Pierwszy weekend maja i majówkę spędziłam w Krakowie, gdzie główną część mojej majówki pochłonęła praca, ale też (w końcu!) wybrałam się na przejażdżkę rowerową na Tyniec, skąd po krótkich notatkach z historii reklamy pojechałam prosto na Rynek do pracy. Majówkę zakończyłam też na rowerze wracając od przyjaciółki z Czyżyn kompletnie pustymi ulicami Huty.
Zaledwie kilka dni później już czekały mnie kolejne plany. "Nie usiedzi na tyłku" można powiedzieć.
Następny weekend spędziłam w Łodzi, który chyba można nazwać spontanem, bo pierwsza myśl o nim narodziła się w połowie kwietnia w luźnej rozmowie z moimi przyjaciółmi. I wyszło! A jak było? Fantastycznie ♥ Ale o tym więcej za chwilę.
Cały tydzień przed wyjazdem chodziłam jak w skowronkach na myśl o zbliżającym się wyjeździe do Łodzi. Spytacie: "Dlaczego właśnie Łódź? Tam nic przecież nie ma", ale jak się okazuje Łódź potrafi zauroczyć. Ponadto największą naszą atrakcją były odwiedziny przyjaciółki z liceum, która właśnie pisze licencjat na łódzkim uniwersytecie.
W nocy z piątku na sobotę budziłam się co kilka godzin, żeby czasami nie zaspać, bo już zdarzyło mi się zaskoczyć znajomych swoją nieobecnością na dworcu... Poza tym też jak mogłam spać spokojnie po takiej dozie emocji jak koncert Janna w piątkowy wieczór, na którym myślałam, że się popłaczę ze szczęścia, kiedy Jann dwukrotnie mnie przytulił. Nie zaspałam, a nawet byłam delikatnie przed czasem.
Na miejscu przywitała nas nasza przyjaciółka, która cały weekend opiekowała się nami jak starsza siostra. Zabrała nas na typowe domowe jedzenie, które docenia się dopiero wtedy, gdy dłuższy czas nie ma się okazji odwiedzić mamy na obiad. Potem mieliśmy okazję oglądać kontrasty w Łodzi, gdzie obok nowoczesnego lub odrestaurowanego budynku stoi prlowska kamienica z rosnącymi na balkonie drzewami lub szare bloki w bilbordach. Coś uroczego. Poniżej nowoczesny szpital uniwersytecki, w którym odbywają się zajęcia i szpital, który jest po prostu szpitalem dla chorych. Taki mały kontrast.
Wieczór należał do centrum Łodzi, gdzie najpierw odwiedziliśmy Manufakturę, a potem jeden z łódzkich klubów. Po seansie "Doktor Strange: Uniwersum coś tam" poszliśmy podbić łódzki klub "Teatr", który w przeciwieństwie do najnowszej produkcji Marvela skradł moje serce. Atmosfera tam była niesamowita, a towarzystwo tylko podkręcało ją, bo znajomi naszej przyjaciółki okazali się być cudownymi osóbkami do tańca i do różańca. Dawno nie spotkałam tak pozytywnych ludzi. Dzikie tańce w klubie nie zakończyły naszej soboty. Razem z przyjaciółką wybrałyśmy się na misję do monopolowego i pokonania Piotrkowskiej nocą z winem w plecaku (wierzcie lub nie, ale ten plecak nie ma dna i nie macie pojęcia, ile dzięki temu oszczędziliśmy na szatni). Nasza droga powrotna była pełna zwrotów akcji i ogólnie akcji. Śpiewałyśmy Britney, Barbie girl, bawiłyśmy się w drogowców i zwiedziłyśmy kilka uliczek po prostu dobrze się bawiąc. Takich chwil długo się nie zapomina.
Niedzielny poranek wbrew pozorom nie należał do najgorszych. Ogarnęliśmy się i poszliśmy na chyba jedno z najlepszych śniadań, jakie w życiu jadłam (Forum w Krakowie ciężko będzie przebić) do Mornings & more, gdzie można zjeść pysznego precla z dodatkami. Potem spędziliśmy cały dzień w centrum robiąc sobie spacer po Piotrkowskiej.
Zaczęliśmy od Pasażu Róży, który wstępnie mylnie kojarzyłam z ogrodem pełnym róż niczym krakowska Aleja róż. Róże były, ale... szklane. W bocznej uliczce Piotrkowskiej znajduje się budynek wykończony odłamkami lustra, które tworzą kwiaty róży. Można się w nich poprzeglądać lub/i zrobić milion zdjęć jak my. Czegoś tak ciekawego dawno nie widziałam. Po drodze usłyszeliśmy wykład o RODO od pewnego kolesia bez koszulki, ale połówką w kieszeni. Potem już nie byliśmy zaskoczeni widząc kolejnego kolesia bez koszulki chodzącego wężykiem środkiem Piotrkowskiej. Stwierdziliśmy, że widocznie taki zwyczaj w Łodzi. Upiłeś się? Ściągaj koszulkę!
Kolejnym z "przystanków" był "07 bar PRL", w którym się zakochaliśmy. Wystrój, drinki, menu w stylu PRL i ten wybór soków do piwa! Coś cudownego. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie urządzili sobie tam "małej" sesji fotograficznej. W międzyczasie przeprowadziłam kontrolę jakości łódzkiego Maka, a później mogliśmy zobaczyć z bliska tzw. "Stodołę", przy której można spotkać jednorożca. Taką stajnię dla jednorożca to rozumiem.
Na peronie miałam małą spinę z pieskiem. Obyło się bez mandatu, ale zostało niewielkie zadrapanie. Tylko mnie to się mogło przytrafić, że kiedy usiadłam na chwilę na podłodze to akurat piesek a'la bokser przestraszył się roweru i wylądował na mnie. Po prosto pieski chyba mnie bardzo lubią, ale z dwojga złego wolę mieć takie bliskie spotkania z pieskami.
Jakbym miała w kilku słowach napisać moje wrażenia i odkrycia w Łodzi to:
szerokie ulice - cała nasza czwórka po mieszkaniu na co dzień w Krakowie nie mogliśmy się nadziwić jak jest szeroko w Łodzi i ile tu miejsca,
Łódź to taka mała Warszawa - nawet tabliczki z nazwami ulic są rodem z Warszawy,
pomniki na Piotrkowskiej - pocieranie nosów pomników w Łodzi ma przynieść szczęście. Czekam!
nigdzie nie mogłam znaleźć stoiska z magnesami lub pamiątkami - moja mama to "magnesiara" i zawsze kupuję magnes z myślą o niej, ale tym razem musiało się obyć bez,
misz masz w stylach i kondycji budynków - stare miesza się z nowym, PRL z nowoczesnością,
"delikatnie" rozkopane ulice (w sumie to pół Łodzi) - nie mogę się doczekać, kiedy wszelkie remonty się skończą i wrócę do odnowionej Łodzi na precla,
moim odkryciem były sucharki z Biedronki, które skradły nie tylko moje serce, ale też moich znajomych, z którymi się nimi zajadaliśmy,
w pamięć na pewno zapadnie mi Pasaż Róży i bar PRL, które wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Łódź 2022 na pewno będę wspominać długo, bo był to genialny weekend spędzony w śmietance towarzyskiej. Taki krótki city break to zawsze dobry pomysł. Nieważne czy to Łódź, Kolonia, Praga, czy jak w moich bliskich planach Manchester...
Comments