top of page

U mnie już (22.) wiosna

Marta Ochman

To już za kilka miesięcy, potem już tylko kilka tygodni, z których zaś robią się dni i w końcu zostaje już tylko odliczanie godzin. Te 24 godziny bycia, chcąc czy nie chcąc, w uwadze innych mija bardzo szybko. Budzisz się następnego dnia z powiekami cięższymi o jeden rok, z kolejnym oczkiem na liczniku i zaś zaczynasz odliczać chwile do następnych urodzin, bo każdy ma takie swoje 365 dni.

Wczoraj obchodziłam swoje 22. urodziny, bardzo podoba mi się określenie "wiosny", więc mam już swoje 22 wiosny i teraz czekam, co los przyniesie za rok, bo jestem tym typem człowieka, który uwielbia "ten dzień". Czuję się wtedy wyjątkowa, bo mam wrażenie, że to tylko mój dzień, moje święto i endorfiny buzują we mnie, a ja uśmiecham się bez końca i staram się zarażać pozytywną energią. Liczę, że mój zwyczaj nie zmieni się długo i z uśmiechem na twarzy będę dmuchać świeczki na mojej "setce" (może nawet popijając seteczką kawałek urodzinowego tortu).



Jest już 23 lutego, kiedy to piszę i niby nic się nie zmieniło, a jednak czuję się naładowana wrażeniami z poprzedniego dnia. Każde życzenia z wczoraj i te, które chyba szły Pocztą Polską i dotarły dziś wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Takie właśnie momenty pokazują, kto jest Twoim prawdziwym znajomym, a nie tylko tym dla ilości na Facebooku. Dodatkowo w tym roku można powiedzieć, że przeprowadziłam "mały eksperyment", bo ukryłam datę urodzin dla znajomych. Jedyną wskazówką o moich urodzinach był post na Instagramie. Dzięki takim eksperymentom nie tylko można się dowiedzieć ciekawych rzeczy o swoich "znajomych", ale też oszczędzić sobie odpisywania na życzenia typu napiszę, bo FB mi przysłał powiadomienie.



22. urodziny rozpoczęłam bardzo pozytywnie, ponieważ zaraz po północy moja przyjaciółka przysłała mi cudownie zabawne życzenia, z których śmiałam się kilka minut. Rano obudziłam się obok mojego kochanego psa, wróciłam do Krakowa, gdzie korzystając z dobrej pogody poszłam pobiegać i w końcu udało mi się zejść poniżej 5:30/km. Poziom endorfin tylko wzrastał, podniosły go kolejne życzenia od przyjaciół i spacer do Muzeum Narodowego na wystawę poświęconą Jackowi Malczewskiemu umilony kawą. Potem pyszna kolacja z przyjaciółką i jednocześnie spotkanie przyjaciela, który tam pracuje. Dawno nie jadłam tak dobrego azjatyckiego jedzenia! Wieczorem przyszedł czas na chillout i ploteczki przy winku i tort, który dostałam od rodziców dzień wcześniej. Dzień nie mógł się lepiej zakończyć niż wyjściem do centrum, żeby potańczyć. Wróciłam zmęczona, ale szczęśliwa, że właśnie tak mogłam spędzić ten szczególny dla mnie dzień. Do snu utuliły mnie życzenia od mojej współlokatorki, które sprawiły, że zrobiło mi się cieplej na serduszku.

Dziś ciąg dalszy wrażeń, a świętowanie zostało przedłużone na czas nieokreślony. Kto szalonemu zabroni?



Przeglądając galerię zdjęć wzięło mnie trochę na wspominki moich poprzednich urodzin, kiedy to świętowałam "osiemnastkę", potem 19, wejście w dwudziestkę i 21 rok temu (pomogły memories na Snapchacie). Każde z nich świętowałam w inny sposób i nie zawsze akurat 22 lutego, ale łączy je to, że każde były spędzone ze wspaniałymi ludźmi. W ciągu tych (rany boskie już) 4 lat zauważyłam, że zmieniłam się, mam nadzieję, że na lepsze. Z każdym kolejnym rokiem lubię siebie coraz bardziej, do tego stopnia, że chcę ze sobą spędzić kolejny rok i oczekiwać kolejnych "rocznic". Z każdym kolejnym rokiem zmieniam się nie tylko emocjonalnie, ale też na zewnątrz. Porównując zdjęcia sprzed tych kilku lat i teraźniejsze widzę różne wersje siebie i różnorodne odbicia samej siebie. Założę się, że chyba każdego chociaż raz wzięło na takie wspominki i przemyślenia. Każde zdjęcie ma w sobie pewną historię, którą sobie przypominamy spoglądając na fotografię, Ja, patrząc na te obrazki przypominam sobie każdy moment z tamtych wydarzeń. Porównywanie tego samego, konkretnego dnia z jedyną różnicą roku to według mnie świetna podróż (niewymagająca paszportu i szczepień).



Czerpcie radość z tego wyjątkowego dnia i spędzajcie go według siebie, bo to tylko i wyłącznie nasze własne, prywatne święto. Nie warto robić coś wbrew sobie i swoim przekonaniom. Może to zabrzmi narcystycznie, ale na 99% przypadków zadaje sobie pytanie: "Jak JA się będę się z tym czuć?".

W liceum napisałam krótki felieton, który właśnie opowiada o poszukiwaniu niby oczywistych wartości, ale pomijanych właśnie z powodu tej "oczywistości".

Po prostu warto żyć ze sobą w zgodzie.


Hey Marta

Często słyszę „Hey” to, tamto. Wtedy zawsze zastanawiam się nad przekazem tego słowa. Ciąg dalszy może być różny. Zaczepka, powitanie, przypomnienie, czy zwrócenie uwagi. Słowo „hey” w języku polskim jest wręcz uniwersalne jak hawajskie „aloha”. Ale czy kiedykolwiek ktoś zastanawiał się nad sensem i wpływem tego niewinnego słowa? Otucha, pamięć, potrzeba – właśnie z tymi uczuciami formułuję swoje pojęcie „hey”, a ty? Jednak skojarzenie i podstawa jest jedna. Piosenka Hey Jude to tylko próbka literackiego uścisku od Beatlesów. Ich utwory potrafią wyznaczyć wartości i wskazywać kierunek. Dzięki nim odnalazłam samą siebie. Tak, piosenki odzwierciedlają charakter człowieka, a co lepsze - kształtują go! Gdzie szukać wartości i jednocześnie uczyć się ich? Właśnie w tekstach piosenek...

Miłość to chyba najpopularniejszy temat utworów. Łatwo jest o niej pisać, ponieważ przelewamy na papier to, co czujemy. Nieważne, czy to miłość do matki, rodzeństwa czy ukochanej osoby. Każdy czuje napływ przyjemności, kiedy słyszy „love”. Z każdym wypowiedzianym słowem „miłość” stajemy się bardziej wrażliwi i empatyczni. Nabieramy pewności siebie, by na zakończenie szkolenia krzyknąć na ulicy: „Kocham Cię”. Beatlesi jako mistrzowie, profesorowie w tej dziedzinie napisali mnóstwo poradników jak: All You Need Is Love, If I Fell, And I Love Her, czy Love Me Do. Te pomoce naukowe są powszechnie stosowane i wykorzystywane w życiu. Mogę być na to żywym przykładem. Podobno skuteczne już po pierwszym zastosowaniu.

Nie można zapomnieć o równie ważnej przyjaźni. Bylibyśmy nikim bez naszych przyjaciół, którzy już swoją obecnością podkolorowywują nasz czarno-biały świat. Po za tym to oni głównie udzielają nam rad

i chętnie służą pomocą. Warto mieć kogoś takiego, na kim możemy polegać. W końcu wszystko może udać się With a Little Help From My Friends, jak doradzają Beatlesi.

By być szczęśliwym nie trzeba szukać w słownikach pojęcia „epikureizm”, czy wpisywać w Google hasła: „Jak być szczęśliwym?”. Wystarczy, że zaczniemy odnajdywać radość w codziennych, zwykłych rzeczach, wydarzeniach. I w tej tematyce ekspertami są Beatlesi. Piosenka o ulicy? A dlaczego nie? Penny Lane to właśnie nazwa ulicy. Paul McCartney napisał przebój o miejscu, gdzie czekał na przystanku, ale jego umiejętność znajdowania szczęścia w codzienności zmieniła zwykłą ulicę w coś niesamowitego. Nie gorszy jest John Lennon, który zainspirował się poranna gazetą i stworzył piosenkę A Day in the Life. To właśnie dzięki takim szczegółom mamy powód do niezdejmowania uśmiechu z twarzy. Uwaga, to ostatni krzyk mody!

Jaka jest definicja pieniędzy? Jak mówią nasi eksperci: „Ty nigdy nie dajesz mi swoich pieniędzy, ty tylko dajesz mi swoje śmieszne papierki”. Do dziś istnieje spór między na temat definicji „zielonych”. Czy za pieniądze można kupić wszystko? Argumentem przeczącym byłby tekst Can’t Buy Me Love, interpretacja banku jako zoo w piosence Baby You’re a Rich Man, albo prośba Johna Lennona: „Chciałbym poprosić państwa o wzięcie udziału przy naszym ostatnim kawałku. Widzowie z tańszego sektora - proszę rytmicznie klaskać, pozostali niech chociaż grzechoczą biżuterią”. Te przykłady raczej zamykają usta zwolennikom pieniędzy.

Ważną wartością jest pewność i wiara w siebie samego. Nie można poddawać się bez walki. To od nas zależy, jak rozumiemy pojęcie „porażka” czy „sukces”. Warto zapamiętać, że And Your Bird Can Sing, dlatego też powinniśmy wstawać po upadku ze zwielokrotnioną siłą. Jeśli zaufamy naszym profesorom, ich liryka zagra na nutach naszej duszy i nada życiu rytm. Przecież każdy jest inną melodią skomponowaną z różnych nut. Nie jesteśmy sami, ponieważ zawsze ktoś może szepnąć do naszego ucha słowa otuchy lub pocieszyć nucąc „Hey…”.




Commentaires


bottom of page