Teraz właśnie powinnam robić notatki na nieubłagalnie zbliżającą się sesję, ale nie mogę się skupić, bo wciąż buzują we mnie emocje po obejrzeniu (ostatnio od niepamiętnych czasów) filmu. Zmęczona po całym dniu robienia notatek, pobudką po 6, a do tego przejedzona rodzinnym grillem i zakwasami po graniu w siatkówkę z rodziną brata rzuciłam wszystko wieczorem, wyłączyłam WiFi, rozsiadłam się na sofie i sprawdziłam swoją listę „do obejrzenia”. Padło na Sweat. Już od dawna miałam ochotę go obejrzeć, ale zawsze coś wypadało po drodze. Przed włączeniem play miałam w głowie już pewien opis fabuły, ale wynikający tylko z plakatów i fotosów. Film natomiast przekazuje głębsze przesłanie niż tylko tytułowe spocenie się.
Sweat miał swoją premierę w 2020 roku, a także zgarnął kilka Złotych Lwów oraz otrzymał nominację w Cannes. Główną rolę zagrała znakomita Magdalena Koleśnik, która potrafiła przekazać widzowi autentyczność, przez co od razu można ją pokochać na ekranie.
Film jest dostępny na platformie Player.pl, można go znaleźć w emisji Canal+, a także online.
Wydawać się może, że przekaz jest dziecinnie prosty – social media są wszechobecne blah blah blah itd. Sweat jednak pokazuje jak wygląda „ciemna strona mocy” istnienia w social mediach. Na Instagramie w przypadku głównej bohaterki było ponad 600 tysięcy followersów, ale kiedy wyłącza telefon nie ma przy niej nikogo bliskiego. Szuka swojego szczęścia i bliskości drugiej osoby, chyba jak każdy z nas. Jest nie tylko influencerką, popularną trenerką personalną, ale też po prostu człowiekiem. Kiedy wrzuca do sieci nagranie poruszające bardziej prywatne sprawy, a nie jak zazwyczaj radosne posty pokazujące jej „idealne” życie zamknięte w bańce medialnej wywołuje to konsternację i niezrozumienie. To nic innego niż dowód na to, że nikogo nie obchodzą czyjeś potknięcia, głębsze przemyślenia. Ludzie chcą widzieć osiągnięcia, bajkowy i szczęśliwy świat. Może dlatego, że na co dzień sami borykamy się z problemami. Social media stają się naszym wyjściem ewakuacyjnym, drogą ucieczki do „lepszego” świata, gdzie nie ma zmartwień i trosk. Zapominamy o naziemnej rzeczywistości przenosząc się w tę wirtualną. Tam nie interesują nas czyjeś problemy i rozterki, bo to mamy u siebie w zanadrzu. Przewinięcie i polajkowanie kliku postów odrywa nas od rzeczywistości, potrafimy dzięki temu zapomnieć na moment o tym, że mamy problemy w szkole, pracy, życiu prywatnym. W mediach społecznościowych mamy przykrywkę, alter ego. Tam ubieramy maskę szczęśliwych, uśmiechniętych – czyli często obraz naszych wrzucanych tam postów. Przeglądając profile znajomych widzimy ich radość na zdjęciach, relacjach, ale to często tylko pozory. Nawet uśmiech przyklejony Kropelką może kiedyś odpaść i pokazać prawdziwe emocje.
To, co nie daje mi spokoju po obejrzeniu tego filmu to pokazanie tej prawdy, którą znałam, słyszy się o tym na każdym kroku, że media to sztuczne środowisko, pełne fałszu, retuszu itp. Jednak nigdy dłużej nad tym nie myślałam i chyba właśnie to mnie tak dotknęło – moja naiwność i powierzchowność. Kiedy poświęciłam chwilę na refleksję po filmie poczułam się jakbym dostała „z liścia”. Dlaczego? Właśnie temu, że jestem obecna w mediach społecznościowych od ponad 10 lat (kto pamięta jeszcze Naszą klasę?), a dopiero teraz poczułam gorzki smak prawdy, która się kryje za cukierkowymi social mediami. Pewien rodzaj bańki poczucia bezpieczeństwa pękł, gdy przeanalizowałam swoje zachowanie w mediach. Otóż, faktycznie lubię się dzielić z innymi zdjęciami, relacjami, ale kogo to naprawdę obchodzi? Kiedy zaś ja klikam komuś lajka to on w sumie tak naprawdę znaczy tyle co nic. Po prostu kolejny post. Zakochana parka, ogłoszenie światu statusu związku czy ciąży, zdjęcia ze ślubu to już norma, mało kto reaguje na to przekąsem czy szokiem. Przyznaję się bez bicia – sama wrzucam swoje fotki, często udostępniam relacje i szczerze mówiąc boli mnie to, że dopiero teraz po obejrzeniu Sweat zdałam sobie sprawę z tego, że to zachowanie prywatności potrafi bardziej zszokować drugą osobę niż wrzucenie zdjęć w bikini czy bieliźnie. Strach przed niewiedzą czy niedoinformowaniem paraliżuje i powoduje głód social mediowy.
Może taka jedna czy nawet kilka produkcji nie uzdrowią świata, ale na pewno choć przez chwilę mogą zastanowić i zmusić do refleksji. Każdy ma indywidualne podejście do nowych mediów, o którym nie powinno się rozmawiać jak o gustach, bo to decyzja każdego z nas. Wrzucić posta albo nie wrzucić – oto jest pytanie. Już przyzwyczaiłam samą siebie i innych do tego, że aktywnie działam w świecie social mediów, ale pomimo tego patrzę na media społecznościowe trochę innym spojrzeniem. Uczę się cieszyć ze swojej prywatności, z faktu, że wiem coś tylko ja i moi najbliżsi (to nie oznacza bliskich znajomych na Insta). Czasami bycie poza fleszami jest fajne i ostatnio zaczęło mi się to podobać.
Chcesz wiedzieć co tam u mnie słychać? Może pogadamy o tym przy kawie?
Comments