Wczoraj odebrałam zamówione odbitki. Pomyślałam, że czas na małą metamorfozę mojego biurka. Codzienne siedzenie face to face z laptopem uprzyjemniają mi moje ramki ze zdjęciami przyjaciół. Odrywam raz za czas wzrok od notatek lub wykładu i zerkam na uśmiechnięte do mnie twarze. Widząc daną fotografię przypominają mi się chwile i wydarzenia, kiedy były one robione. Są to same dobre wspomnienia, których długo nie zapomnę. Jestem sentymentalną osobą, dlatego takie rzeczy jak ramki czy albumy ze zdjęciami, zachowane bilety lub nawet niektóre wydruki zamówień z pracy są dla mnie czymś wartościowym. Moja galeria zdjęć w telefonie jest długa i wciąż się dziwię, że moja pamięć telefonu nie woła o uwolnienie lub nie planuje żadnego przewrotu. Dźwięki znanej mi melodii nasuwają wspomnienia, a niektóre miejsca odwiedzam z sentymentem większym lub mniejszym. Słysząc Jealous Guy Johna Lennona mam automatycznie w głowie wspomnienie mojego zadania z plastyki, kiedy musiałam razem z moją ówczesną współlokatorką przygotować film, w którym właśnie ta piosenka grała pierwsze skrzypce. Yesterday to pierwszy tytuł Beatlesów, który usłyszałam wracając ze szkoły. Pamiętam jak wbiegłam do domu, włączyłam komputer i kilka godzin słuchałam twórczości The Beatles. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Barracuda Heart zaś zawsze będzie mi przypominać Guitar Hero na Nintendo, jak zawsze bolały mnie palce po tej piosence. Mac Miller i jego piosenki poznałam dzięki Zuzie, mojej dobrej znajomej z dzieciństwa, kiedy w marcu 2021 wpadła mnie odwiedzić. Chyba każdy ma takie nuty, które są nie tylko piosenką, ale kalejdoskopem wspomnień.
Po mojej lewej po przemeblowaniu znajdują się trzy ramki. Ta na samym skraju biurka to zdjęcie ze studniówki. To już trzy lata... Jestem na nim z moimi przyjaciółkami z liceum, z którymi mam kontakt do dziś (szczęściara ze mnie). Nie zapomnę jak szukałyśmy naszego nauczyciela języka polskiego, żeby z nami zapozował. Nie mogłyśmy przegapić takiej okazji. Studniówka była pełna zwrotów akcji. Nasz nauczyciel chemii zagrał i zaśpiewał dla nas Jesteś szalona, a w kieliszkach była oczywiście woda mineralna. Teraz zasłania mi je ekran laptopa, ale zaraz właśnie za nim jest drugie zdjęcie ze studniówki, a dokładniej z fotobudki. Kolejka do niej nie miała końca, ale udało się nam tam w końcu dostać.
Ten przystojniak na zdjęciu... poznaliśmy się w Gdańsku przy drinkach i tak mu się spodobało moje towarzystwo, że przyjechał ze mną do Krakowa. Patrzy wprost na mnie, przeszywa wzrokiem - nic mi więcej nie potrzeba. Tak po prostu jest lepiej (obecne na zdjęciu koleżanki mi poradziły taki zabieg i miały rację).
Zaraz obok złota ramka zdobi moją ulubioną istotę na tym świecie - Tobusia. Nie wiem, czy kiedyś mi wybaczy, że ubrałam go w ciuchy z pracy, ale nie mogłam się powstrzymać, musiałam sprawdzić, który pudel w nich lepiej wygląda. To było zaraz po tym, jak wróciłam z podpisania umowy w maju 2019 roku. Byłam tak podekscytowana pracą, że rodziły mi się w głowie same cudaczne pomysły. Ale przyznacie, że Tobuś wygląda w nich bosko. Coś czuję, że byłby pracownikiem miesiąca 12 razy w roku.
Kolejne zdjęcie ma już prawie rok. Moje 21. urodziny wspominam świetnie. Wspaniali ludzie, tort, który robiłam samodzielnie od A do Z i przede wszystkim dużo zabawy do rana. Nie zapomnę jak Asia zawołała mnie "Chodź Martusia do zdjęcia"! Poczułam się wtedy pewna siebie i w pełni zaakceptowana i doceniona. Ten dzień mi tylko pokazał jak wspaniałych mam obok siebie ludzi. Wracając do tortu... męczyłam się z nim kilka godzin, nie wspominając o samej dekoracji, ale chyba było warto. Szczerze mówiąc nie pamiętam już jak wpadłam na pomysł "leśnego tortu", ale wyszedł genialnie. Ta satysfakcja, kiedy wzięłam pierwszego gryza i zachwyty gości tylko mnie o tym upewniły. Może plan B to własna cukiernia?
Oj, wtedy się działo. Nowy nabytek na biurku - Sylwester. Każdy tylko czekał do północy, kiedy otworzymy szampana, a potem byle do 5 rano i dalsze świętowanie po pracy. Mój najlepszy Sylwester? Tegoroczny! Skutki zabawy czułam jeszcze długo następnego dnia, ale coś za coś. Nie wspominając, że prawie zaspałam do pracy na 17:00 właśnie 1 stycznia... Będę go długo wspominać, dlatego tak ważnego wydarzenia w moim życiu i tych cudownych osób nie mogło zabraknąć na honorowym miejscu.
Bonn, styczeń 2022. Za nami jakiś uniwersytet, którego nazwy nie mogłyśmy zapamiętać, w drodze do Bonn padał deszcz uderzając o szybę pociągu, na której Asia słodko drzemała, ludzie za nami grający w piłkę nożną na boisku - sceneria nieidealna na idealne zdjęcia. To tylko jedno z licznych zdjęć zrobionych wtedy telefonem si opartym o pień drzewa. Nie obyło się bez skoków do nieba, póz wzorowanych na Top Model i wygłupów przed obiektywem. To jest moje ulubione. Patrząc teraz na nie mam cały ten opis w głowie i wyjazd do Niemiec. Detal po detalu. Wspomnienia to ulotne chwile, tutaj je przetrzymałam na moment.
Miałam wtedy na sobie pomarańczowe kuloty, T-shirt z nadrukiem The Beatles i spinki łabędzie. Czerwona szminka miała pasować do napisu na koszulce w tym samym kolorze, ale delikatnie jaśniejszym odcieniu, a różowy cień do powiek do spinek. 20. urodziny Michała to kolejne świetne wspomnienia i zaś z tortem mojego autorstwa. Było epicko.
Lekko zasłonięte, ale jednak wyróżniające się, bo wygląda jak wycięte z Vogue'a. Warszawa 2020 i wycieczka rowerowa do ZOO. Moje Nike były wtedy śnieżnobiałe, a włosy spięte wstążeczkami, które mam w szufladzie do dziś. Czułyśmy się wtedy jak w bajce. Rowery, trasa na Google Mapsach i rozmyślanie jak działa apka z warszawskimi rowerami. Wtedy na poważnie pokochałam wycieczki rowerowe. Kilka miesięcy później w końcu wyciągnęłam mój rower z garażu i dałam mu drugie życie w Krakowie, gdzie jest mnóstwo destynacji rowerowych. Tak mi się spodobało jeżdżenie na rowerze, że teraz w czasie zimy ubolewam, że np. do pracy muszę iść pieszo zamiast śmigać w 7 minut.
Ostatnie zdjęcie przenosi mnie na Comic Con 2019. W ręku trzymam winyle Beatlesów, o które się targowałam ze sprzedawcą. Wtedy też odwiedziłam Warszawę pierwszy raz na trochę dłużej. Wynajęliśmy mieszkanie udekorowane we flamingi. Serio, na każdym kroku był flaming. Na poduszce, na ścianie, na podłodze, na parapetach. Już wtedy pokochałam Warszawę, a każdy wypad tam tylko umacnia moją więź ze stolicą. Powtórka Comic Conu? W takim towarzystwie zawsze i choćby jutro.
Miejsca na biurku coraz mniej, a ramki z IKEI takie tanie... W przyszłości pewnie dołączą kolejne wspomnienia, które zamknę szczelnie w plastikowych ramkach, żeby zachować je na dłużej.
Comments